środa, 7 września 2011

juz ponad miesiac!

Ten dlugi weekend byl za krotki! Niby 3 dni, a wczoraj wszyscy w szkole zmeczeni jak po dwoch nieprzespanych tygodniach. No ale niewazne.
Moj weekend byl bardzo udany. Jak zapowiadalam, w niedziele po poludniu pojechalismy do Branson. To miasto jest bardzo.. atrakcyjne turystycznie. Powiedzialabym nawet, ze tandetne. Wszedzie pelno wszystkiego. Mnostwo pol do mini golfa, karuzeli, gokartow i takich smiesznych, kolorowych domkow, w ktorych co wieczor jest jakies 'show'. Tego wszystkiego jest za duzo, wszystko roznokolorowe, pelno samochodow i korkow. Pojechalismy tylko zjesc kolacje i wrocilismy do hotelu. Poszlismy na basen na jakas godzinke, potem (mialam pokoj z Katy i Kelly) obejrzalysmy film i niemal od razu po wylaczeniu tv, zasnelysmy.
Nastepnego dnia zjedlismy sniadanie i o 9.30 ruszylismy w strone Silver Dollar City. Podobno jest to bardzo blisko, jednak zawsze sa korki. Dojechalismy na miejsce o 10, akurat na otwarcie. Moja host rodzina umowila sie ze znajomymi ze Springfield, u ktorych jest dziewczyna z Chin na rok. Jest troche.. niesmiala, a jej angielski jest na poziomie Julli K., albo Lukasza B. (umie powiedziec 'Hi, nice to meet you', 'yes' i 'no'). Ale niewazne.
Moje wrazenia stamtad.. bylo genialnie. Naprawde swietna zabawa. Kupuje sie bilet na wejscie i od 10-18 mozna korzystac ze wszystkiego. A jest tego naprawde mnostwo. Zaczelismy od dosc wolnego Roller Coastera. Bylo calkiem przyjemnie. Potem poszlismy na taki plac, ktory wygladal mniej wiecej jak nasz lunapark. Byly jakies sloniki, karuzele, pociagi, statki itd. Spedzilismy tam moze godzine i poszlismy dalej - zeby zaliczyc wszystkie atrakcje.
Poszlismy na PowderKeg. Nie wiem, jaka osiaga predkosc, ale wystarczajaca :D sa momenty, ze nie da sie oddychac, a po wyjsciu serce bije szybciej niz po bieganiu na gorkach. Nastepny byl WildFire. Jest.. swietny! Chyba moj ulubiony, prawie tak samo szybki, a z jazda do gory nogami. Nizej beda zdjecia, wiec nie wiem czy potrzebuje cos wiecej opisac. Bylo tez duzo atrakcji polaczonych bezposrednio z woda.. Jedna kolejka, po ktorej wychodzi sie calkowicie przemoknietym, ale przy takiej pogodzie to ogromna ulga i swietna zabawa. Lost River polega na siedzeniu w takim jakby pontonie i to w sumie wszystko. Jest dosc wolny i tylko troche mokro. Bylismy dwa razy, bo dzieci to lubia. Po drodze bylismy na mniejszych kolejkach, niektorych z woda, innych bez; karuzelach, zjezdzalniach itp.
Kolejki sa porownywalne do kolejek na wyciagi na polskich stokach narciarskich, tyle, ze jezdzi po kilka kolejek naraz i to naprawde szybko idzie - najdluzej stalismy 15 minut, jakos kolo poludnia w kolejce na PowderKeg.
Jak w kazdym innym miejscu - nie brakowalo sklepikow z pamiatkami w stylu koszulek (z napisem zrobionym za pomoca pisaka), kubkow, obrazkow (np. z wieza Eiffla) i maskotek.
Dzien zaliczam do znakomitych, to bylo naprawde niezapomniane przezycie. W drodze powrotnej opowiadalam mojej host mamie o naszej matmie (byla.. TROCHE zdziwiona), szkole, naszych Polskich atrakcjach itp. Jak wrocilam do domu, marzylam tylko o tym, zeby pojsc spac. Wczoraj w szkole, jak juz mowilam, wszyscy nieprzytomni. Nawet nauczyciele. Troche sie pobudzilam jak zawsze na historii, a na chemii czekalam na dzwonek.
Wczoraj w szkole wymieniali lawki. Tamte 'stare' wygladaly mniej wiecej tak, jak nasze w nowej sali od fizyki. Ameryka.
Dzis troche zaspalam. Obudzilam sie o 7.25, a w szkole bylam jakos po 8. Jednak nie byl to udany dzien. Na angielskim poszlam do pielegniarki, przez moj brzuch, ktory jest mi wierny i caly czas o mnie pamieta <3
Gabinet pielegniarki jest tu.. bardzo podobny do naszego. Z ta roznica, ze ona ma komputer, a miejsca (3 lozka) do lezenia sa z tylu, w drugim pomieszczeniu. Reszta w zasadzie bardzo podobna. 
Po lunchu moja host mama odebrala mnie ze szkoly i pojechalysmy do domu. Troche pospalam i czuje sie lepiej (nieduzo, ale zawsze cos). Jak bralam moje rzeczy z sali od algebry, czulam sie, jakbym juz tam miala nie wrocic. Wszyscy mowili: bye, Tina! jakby to bylo nasze ostatnie pozegnanie. A w domu milion smsow, czy czuje sie juz lepiej. Taaaak, Amerykanie sa naprawde mili.
Dostalam zaproszenie na sweet sixteen na nastepny piatek. 
Dzis jade do mojej drugiej host rodziny, w piatek do Jeff City, a przed chwila zjadlam Chicken Nudle Soup, co jest jak nasz rosol, tyle ze gorsze i z groszkiem, marchewka i kukurydza.

Na koniec, jak obiecalam, pare zdjec z SDC:


















5 komentarzy:

Sara pisze...

genialnie , genialnie ;D
a jak ci idzie z angielskim ? :)

czaapi pisze...

nie jest zle ;)

Anonimowy pisze...

jesteś z rotary ?
jakie ponosiłaś koszty i cZy byl badz jest u Ciebie wymieniec ?
Jak wyglądał Twój angielski przed wyjazdem ?

Anonimowy pisze...

dużo było zachodu z załatwianiem takiej wymiany ? ile łącznie zapłaciłaś za wszystko ?

BROKLYN pisze...

Hej, jestem wielką fanką i chciałabym za rok również wyjechać, mam kilka pytań, jeżeli miałabyś chwilkę to - qianli@wp.pl

:)