Jak już pisałam, w zeszły poniedziałek wyjechałam
z moją host rodziną na Florydę, do Orlando. Dojechaliśmy na miejsce we wtorek
wieczorem. Przywitała nas przepiękna, 35-stopniowa, słoneczna pogoda. W nocy
temperatura spadała do 25’C. W środę poszliśmy do Epcot World Showcase. Z
zewnątrz wyglądało to trochę jak Tropical Island w Niemczech, ale to była tylko
jedna mała część całego parku. Na początku były różne kolejki z bajek Disney’a
(wszystko to jest częścią Disney World), trochę kosmicznych statków i kilka
restauracji. Druga część (główny powód, dla którego tam poszliśmy) była
połączeniem 11 państw – Meksyku, Norwegii, Chin, Japonii, Ameryki, Niemiec,
Włoch, Francji, Anglii, Kanady i Maroko. W każdym „państwie” był jeden
charakterystyczny dla niego budynek, muzeum i kilka restauracji i sklepów. Najbardziej
podobało mi się w Norwegii i Moroko, które przypominało mi Egipt.. Zjedliśmy
tam lunch i oczywiście nie zabrakło tańca brzucha. Wróciliśmy do hotelu ok. 18
i poszłyśmy na basen.
Następnego dnia w 3 (z Alex i Kelly) pojechałyśmy
do Universal Studios, specjalnie do Hogwartu. Czekałyśmy dwie godziny w
kolejce, tylko po to, żeby wejść do środka parku... Od razu ruszyłyśmy do
Hogsmeade na lunch. Piłyśmy
piwo kremowe i sok z dyni! A w łazience była jęcząca Marta! Potem przeszłyśmy
wszystkie sklepy (Różdżki Ollivander’a, Sowia Poczta itp). Na końcu poszłyśmy
do Hogwartu. Niestety zaczęło padać... Czekałyśmy 45 minut na zewnątrz w
kolejce do zamku, żeby zobaczyć pokój Dumbledore’a i przejechać się na jednej
kolejce. Było to trochę jak symulator latania na miotle i pokazało dużo
fragmentów ze wszystkich filmów. Warto było! Potem jakiś rollercoaster i
opuściłyśmy Harry Potter World. Przeszłyśmy się po prawie całym parku,
poszłyśmy na Jurrasic Park, Spider-Man,
Hulk i jakieś inne kolejki. Wróciłyśmy do hotelu o 20 i... poszłyśmy na
basen. Poznałyśmy tam angielską rodzinę, która wiedziała, gdzie jest Bydgoszcz
:O Powiedzieli, że podobało im się w Polsce. Nie lubili tylko Warszawy.
Następnego dnia pojechaliśmy na plażę i do Georgi.
Wieczorem wszyscy (oczywiście oprócz mnie) narzekali na słońce. Savannah była
następnym punktem wakacji. Było ładnie i... gorąco. Chodziliśmy po mieście przy
temperaturze +38’C.
Pod koniec dnia poszliśmy usiąść gdzieś na ławkę i
jakaś para poprosiła nam o zrobienie sobie zdjęcia. Okazało się, że właśnie się
zaręczyli i Alex chciała, żebym odegrała tą scenę sama ze sobą...
Wróciliśmy do domu w niedzielę wieczorem.
Następnego dnia Emily przyszła popływać. We wtorek moja pierwsza rodzina
zaprosiła wszystkie moje pozostałe rodziny + Robin na kolację pożegnalną. Moja
druga rodzina zrobiła ciasto wyglądające jak flaga Ameryki.
Nie mam żadnych zdjęć bo jakieś problemy z dodawaniem są.
Nie mam żadnych zdjęć bo jakieś problemy z dodawaniem są.
I tak, wróciłam już do Polski. Ale o wszystkich pożegnaniach i przywitaniach napiszę, jak będę miała więcej czasu. :)