wtorek, 22 maja 2012

Graduation!



Jak już pisałam, ostatni tydzień szkoły spędziliśmy na próbach i przygotowaniach do zakończenia. Przez trzy dni wysłuchiwaliśmy rad odnośnie naszego zachowania i ubioru w czwartek. Dobraliśmy się w czwórki, przećwiczyliśmy raz całą ceremonię i na koniec ‘osoby z trudnymi do wymówienia imionami’, czyli ja, musiały zostać i pomagać je wymówić. Wszyscy w Ameryce mają drugie imiona, więc ja nie chciałam czuć się samotna i podałam swoje imię z bierzmowania, a co tam. Od wtorku do czwartku popołudnia spędzaliśmy w podobnym gronie ludzi. W czwartek musieliśmy być na miejscu o 18, więc chciałam być w domu o 16 żeby się na spokojnie przygotować, ale się zasiedziałam i wracałam do domu z Emily po 17.  Dojechaliśmy na miejsce, znalazłam swoją ‘czwórkę’, porobiliśmy kilka zdjęć, 3 razy zostaliśmy spytani czy niczego nie zapomnieliśmy i zaczęliśmy wychodzić. Oczywiście czwórkami. Usiedliśmy na miejscach, posłuchaliśmy przemówienia kogoś w stylu naszego dyrektora i odebraliśmy z Georgim nasze podziękowania za bycie w tej szkole przez rok. Potem najmądrzejsi uczniowie dostali nagrody za bycie mądrym i wszyscy wychodzili odebrać swoje diploma. A wyczytanie mojego imienia.. No cóż, nie brzmiało to zbyt dobrze. Usłyszałam coś w stylu „Szapi.. ape... ałske” a potem śmiech wszędzie dookoła. Potem wszyscy podrzucili swoje czapki do góry i wychodziliśmy, znów czwórkami. Wszyscy porozchodzili się do swoich rodzin i znajomych, którzy ich przytulali i gratulowali im ukończenia szkoły. Wszędzie każdy robił zdjęcia, ale myślałam że to wszystko będzie bardziej smutne, a za bardzo nie widziałam żeby ktokolwiek płakał. Wyszłam z budynku ok. 21 i pojechałyśmy do babci Alex na ciasto. Potem wszyscy zbieraliśmy się u Courtney na godzinkę i po 23 pojechaliśmy na Project Graduation. Jest to coś organizowane przez szkołę dla wszystkich seniorów opcjonalnie z osobą towarzyszącą. Nie było to coś, gdzie bym chodziła codziennie, ale była fajna atmosfera, no i z tymi ludźmi nigdy nie jest nudno. Wyjechałyśmy stamtąd o 2.45 i Alex sobie przypomniała, że prawie nie ma paliwa. Wszystkie stacje po drodze były zamknięte (co jest dziwne) i ona już zaczęła wymyślać najczerniejsze scenariusze na temat spędzenia nocy w samochodzie w środku miasta z zagrożeniem, że ktoś nas napadnie i zabije. Na szczęście w końcu coś znalazłyśmy i szczęśliwie wróciłyśmy do domu o 3.40. Następnego dnia musiałam wstać o 7, żeby dać nauczycielom kwiaty i podziękować im za ten rok. O 12.30 wróciłyśmy do domu i poszłam spać na kilka godzin. Wieczorem Truett robił Graduation Party, więc Alex obudziła mnie o 17.30, wykąpałam się i pojechałyśmy. Ona wróciła do domu o 21, a mnie Emily zawiozła przed 24. W sobotę wszyscy pojechali do Springfield, ale ja byłam zbyt zmęczona, żeby wstać o 6 rano i zostałam w domu. Spędziłam dzień na siedzeniu przy basenie i opalaniu się.
W niedzielę pojechaliśmy na lunch do Arkansas i czekaliśmy godzinę na jedzenie... W poniedziałek Shannon miała swoje Graduation/Birthday/Goodbye Party. We wtorek miałam ostatni Rotary meeting. W środę spędziłam dzień z Puzzo, a o 17 Ruth, Nathan i Georgi mieli swoje Graduation Party. W czwartek przyszła pora na Courtney, a w międzyczasie robiliśmy Suprise Birthday Party dla Micaela’i. Taaak, tutaj ukończenie liceum jest dużym wydarzeniem.

Weekend spędziliśmy w Columbii. W piątek pojechaliśmy do Kansas City oglądać baseball, a w sobotę na zakupy.
Wróciliśmy do domu w niedzielę wieczorem, a w poniedziałek w południe wyjechaliśmy na Florydę. Dojechaliśmy do Orlando dziś wieczorem, po drodze zaliczyliśmy jedną plażę i zaraz idziemy na basen. Taaaaak, pływanie w podgrzewanej wodzie podczas gdy na zewnątrz jest +25’C... Jest cudownie!















4 komentarze:

Sara pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

wspaniale czyta się Twój blog :)
buziaki

Sara pisze...

kiedy wracasz do PL ? :))
mam nadzieje ze Twój angielski jest teraz super.

Sylwia pisze...

american dream :DDDDDDDDD