W zeszły weekend
Alex zabrała mnie na koncert country. Oczywiście nie jest to mój rodzaj muzyki,
ale warto poznawać nowe rzeczy. No więc ubrałyśmy się na kowbojsko bo ‘wszyscy
tak zrobią!’ i w sumie to wyglądałam najbardziej ‘country’ ze wszystkich. W
niedzielę leżałyśmy na słońcu przy basenie, żeby się trochę opalić.
Poszłam do szkoły
na 3 dni, w czwartek tylko na pierwsze dwie lekcje i Robin po mnie przyjechała.
Zjadłyśmy śniadanie i ruszyłyśmy w drogę. Po 2 godzinach spotkałam się z Paulą
z Brazylii i dalej jechałam z nią. Ok. 15 byłyśmy na miejscu i po kilku
minutach przyjechała reszta. Przebraliśmy się i poszliśmy na Yakov show. Przed
wejściem nikt nie chciał tego widzieć, nikt nie spodziewał się, że nam się to
spodoba, a było świetne! Było to połączenie cyrku, teatru, baletu i kabaretu
razem z kolacją. Całe show jest stworzone przez rosyjskiego kabareciarza? i
było naprawdę udane. Po zakończeniu porobilismy trochę zdjęć, wróciliśmy do hotelu,
przebraliśmy się i poszliśmy na zakupy. Poszliśmy spać ok. 1, żeby nie być zbyt
zmęczonym na następny dzień. Mieliśmy śniadanie o 8.30 (w naszym pokoju!), więc
ja spałam dopóki Giovanni nie przyszedł i na mnie nie usiadł, żebym się
obudziła. O 9.30 wyjechaliśmy do Silver Dollar City. Stoimy w kolejce po bilety
i.. zaczęło lać. Po chwili pojawiły się grzmoty i błyski i wszystkim się popsuł
humor. Na szczęście po 15 minutach przestało padać i musieliśmy odczekać tylko
(!) godzinę aż otworzą wszystkie rollercoastery. Chodziliśmy więc z miejsca do
miejsca po różnych sklepach, ‘domach strachu’ i atrakcjach wewnątrz. W parku
spędziliśmy 6 godzin i potem poszliśmy do jaskini. Na końcu dostaliśmy 30 minut
na ostatnie zjazdy i wróciliśmy do hotelu. Po kolacji znów zakupy, a wieczorem
oglądaliśmy Paranormal Activity 3 i Kac Vegas 2. Następnego dnia pomagaliśmy
sprzątać ludziom, którzy zostali dotknięci przez tornado. Po powrocie
zamówiliśmy pizzę, jak na naszym pierwszym spotkaniu i.. pojechaliśmy na
zakupy, ale w inne miejsce. Po powrocie poczułam potrzebę wygłoszenia mowy
kończącej nasze spotkania. Po mnie
wszyscy wychodzili na środek i mówili, jak ten rok ich zmienił, jakich poznali
ludzi i każdy powiedział kilka słów o każdym z nas. W końcu wszyscy zaczęli równocześnie
śmiać się i płakać. Skończyliśmy rozmawiać o 3, Amy dała nam 10 minut na
pożegnania i szykowaliśmy się do spania. Zasnęliśmy ok. 4, a następnego dnia
wstawaliśmy o 7, żeby się popakować. Pojechaliśmy zjeść śniadanie i poszliśmy
na ziplining (nie mam pojęcia jak to powiedzieć po polsku). Spędziliśmy tam
ponad godzinę i.. przyszedł czas na końcowe pożegnania. Każdy z nas dostał
pen-drive’a (nie mam pojęcia jak to napisać) ze zdjęciami z całego roku. Po ok.
40 minutach przytulania, płakania i żegnania zaczęliśmy się rozjeżdżać. Z
ludźmi z Europy prawdopodobnie się jeszcze zobaczę, ale nie wiadomo co z tymi z
Ameryki Południowej czy Azjii. Tak więc w niedzielę pożegnałam (może na
zawsze?) jedne z najlepszych osób, jakie spotkałam w swoim życiu. Wróciłam do
domu, opowiedziałam o wszystkim Alex, pooglądałam zdjęcia i poszłam spać o 7,
więc spałam 12 godzin. W szkole i tak byłam nieprzytomna i wszyscy pytali mnie
o mój weekend, więc powtarzałam wszystko kilka razy.
W ten weekend
mamy prom, a w następny zakończenie.
Ostatnie tygodnie
w szkole mijają nerwowo. Wszędzie pełno testów, poprawiania ocen – trochę jak w
Polsce. Ale tu zostały mi ostatnie 3 dni!
1 komentarz:
Tina's cute. And western. ;)
Prześlij komentarz