Jakoś to minęło.
W zeszłym tygodniu w szkole lekcje wyglądały w sumie tak jak u nas kilka dni przed Świątami. Moja nauczycielka chemii zamówiła pizzę i zrobiła Christmas Party specjalnie dla mnie :D Na matmie graliśmy w familiadę..
W poniedziałek wieczorem miałam Christmas Party z ludźmi, których średnia wieku wynosiła ok. 65. Milusio, rozmawialiśmy o Polsce.
We wtorek moja host-mama odebrała mnie ze szkoły przed lunchem i pojechałam z nią kolędować w szpitalach itd.
Potem pojechałam z moją pierwszą host-rodziną na kolacjęi.. prezenty.
W środę mieliśmy Christmas Party, a noc spędziłam u Shannon. Oglądałyśmy 'the Holiday' z Jude Law <3 Potem gadałyśmy o promie i takie tam.
W czwartek od rana piekliśmy ciastka u host-babci.
Wieczorem miałam Christmas Party u Truetta i wznosiłam toast po polsku :D
W piątek mieliśmy gości, więc znów pełno pytań na temat pogody, szkoły, ludzi, sportów i jedzenia w Polsce.
W sobotę mieliśmy 'obiad wigilijny' u host-babci (czy jakkolwiek ją nazwać), a potem przyszedł czas na otwarcie skarpet z prezentami. Niestety trochę źle się czułam, więc nie opiszę wszystkiego po kolei.
Potem pojechaliśmy do kościoła i otworzyliśmy resztę prezentów od babci.
Po powrocie do domu przygotowaliśmy ciastka, mleko i list dla Św. Mikołaja
W niedzielę wstaliśmy o 6 rano tylko po to, żeby zbiec na dół i otworzyć prezenty..... Zajęło nam to prawie dwie godziny, po czym zaczęliśmy pakować rzeczy i po 11 jedliśmy 'brunch' (połączenie śniadania z obiadem). Po tym pojechaliśmy do Columbii, do drugiej host-babci na kolację i.. prezenty. Było 18 stopni, fajna wiosna. W poniedziałek byliśmy w St. Louis na zakupach, potem u host-cioci (?) na kolacji i.. prezentach. Wróciliśmy do Columbii jakoś o 11 i poszliśmy spać. Rano zjedliśmy śniadanie i wróciliśmy do domu.
Tak minęły mi Święta Bożego Narodzenia w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej :)
A tak na poważnie, to strasznie tęsknię za Polską i wszystkim, co w niej zostawiłam.