sobota, 3 września 2011

mnostwo nowych przezyc, miliony wrazen


Wczorajszy dzien zaliczam do zdecydowanie udanych, jednych z najlepszych tutaj. W szkole w porzadku, test z angielskiego latwy (tak mi sie wydaje..), z chemii moglo byc gorzej. Po szkole pojechalysmy z Alex, Emily, Micaela, Hannah i Kelly do Ruby Tuesday na obiad (dla nich to byla kolacja, ale ja sie jakos nie moge do tego przyzwyczaic). Bylysmy tam prawie 2 godziny, ale calkowicie tego nie czulam. Jadlysmy, rozmawialysmy i sie smialysmy. Odpowiedzialam na milion pytan dotyczacych mnie, moich znajomych i Polski. Pytania dotyczyly wszystkiego. Od muzyki, jedzenia i filmow, po ubior polskich chlopakow. Aaaa i powiedzialam, ze Polacy maja Amerykanow za grubych, glupich ludzi, ale kochaja Ameryke.

Potem pojechalysmy na mecz. To bylo takie.. amerykanskie. Wszystko trwa ok. 3 godzin. Najpierw gra szkolna orkiestra, potem wbiegaja futbolisci, jest przedstawianie ponad 60 graczy z kazdej druzyny i rozpoczecie meczu. Srednio rozumiem  zasady tej gry. Lataja z pilka i rzucaja sie na siebie nawzajem. Ta gra jest dzika. Nasz 'soccer' jest zdecydowanie przyjemniejszy dla oczu. Wszyscy kibice (prawie wszyscy) byli w czerwonych koszulkach 'Go Zizzers' albo 'Hope'. Te drugie (jesli dobrze zrozumialam Alex) sa specjalnie na ten mecz, bo gralismy z zespolem z miasta, gdzie przeszlo tornado, i to jest cos w stylu wsparcia. Bylo mnostwo osob ze szkoly, jeszcze wiecej spoza. Wiekszosc ludzi przyszla spotkac sie, pogadac. Byly tez cheerleaderki, ktore wbrew wszelkim wyobrazeniom sa.. smieszne. Malo kto zwraca na nie uwage. Wymachuja pomponami, wykrzykuja cos i od czasu do czasu ktoras zrobi gwiazde albo mostek.

Pare minut przed zakonczeniem meczu pojechalismy do Dairy Queen na lody. To bylo baaaardzo mile zakonczenie dnia. Dawno sie tak nie nasmialam, oni sa naprawde wspaniali. :) I spytalam ich, czy naprawde w kinie maja taka ogromna cole i powiedzieli, ze tak, ze ich tez to bawi. A male lody sa naprawde duze, a duze sa mega. Wszystko tu jest w rozmiarze XXL (nie, ja taka nie wroce :D)

W domu bylam jakos po 22, potwornie zmeczona, ale i szczesliwa. Juz nie mialam sily nawet myslec i mowilam do mojej host mamy czesciowo po polsku, na co robila dziwna mine, chociaz udawala, ze mnie rozumie. Po kilku minutach rozmowy powiedziala, ze widzi, ze jestem zmeczona, wiec lepiej bedzie jak pojde spac. Dzis wstalam o 11, wiec srednio sie wyspalam.. 

Mam nadzieje, ze Alex sie za bardzo nie obrazi, jak opublikuje jej zdjecia :D (i tak zapewne wszyscy, lub prawie wszyscy widzieli je na fejsbuku)


 

Co do moich dalszych obserwacji to.. Amerykanie sa strasznie wygodni. Podjezdzaja samochodem do skrzynki na listy, ktora jest po drugiej strony ulicy (!), kupuja wszystko gotowe - ciasta, salatki, a nawet.. lod! Taki w kostkach, z wody. Naprawde. Ale ile oni go uzywaja.. Wiecej lodu niz napoju, zawsze. Moi host rodzice zalili sie, ze w Polsce pijemy cieple napoje, bo wrzucamy tylko po 2-3 kostki.

Dzis zrobilam mojej rodzinie pierogi z miesem i kazalam posmakowac z cukrem i powiedzieli, ze to jest 'delicious' ! Nauczylabym ich jeszcze jesc nalesniki z zoltym serem, ale oni tu takiego czegos nie maja.. W kazdym razie to prawda - kochaja, kiedy im sie gotuje.

Jutro na 10.15 'kosciol', potem skype z babcia i dziadkiem, a po poludniu jedziemy do Branson. Mielismy jechac w poniedzialek rano, ale nikomu nie chce sie wczesnie wstawac, wiec zostajemy tam na noc i wracamy w poniedzialek wieczorem. ;)

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dajesz rade ;-)

czaapi pisze...

czemu mialabym nie dac? ;>

Anonimowy pisze...

hej ile musiałaś zapłacić za taką wymianę i czy był u Ciebie jakiś wymieniec ??

Anonimowy pisze...

w Ruby Tuesday jest pyyyszne jedzenie <3